jak mnie nie było :)
Ano, byłam w Bognor w Anglii.
Bognor, mała wypoczynkowa miejscowość nad kanałem La Manche. Podobno w sezonie są tłumy wczasowiczów ... a teraz, spokojne miasteczko z mnóstwem mieszkańców, którzy mówią po polsku. Nawet nazywają między sobą to miasteczko małą Polską :)
Faktycznie mieszka się tu niejako jak u siebie ... bo jest kilka sklepów polskich, w których można kupić polskie produkty. Jest polska piekarnia z naszym chlebem. Na targu Polak sprzedaje warzywa, które sam uprawia ... itd itp.
Ale samo miasteczko, jak miasteczko. U nas można znaleźć piękniejsze, a przede wszystkim czyściejsze, bardziej zadbane.
Zaskoczyło mnie bardzo to, że wszystko pokryte jest asfaltem - jezdnie, chodniki, alejki w parkach. No i te "okrągłe" jezdnie ;)
Parkują samochodami wszędzie, po prostu wszędzie! Ulice wąskie, na których z obu stron zaparkowane samochody. Ludzie przez jezdnie przechodzą, gdzie chcą ... niekiedy miałam wrażenie, że tylko ja czekam na czerwonym ;)
Pogodę miałyśmy przepiękną, ciepło, słonecznie ... rewelacja!
Zdjęcie miasteczka od strony kanału.
Wykonane z pomostu ... który pokryty był rdzą ;)
Mają dworzec kolejowy w pięknym budynku.
Wnętrze nie robi już takiego wrażenia.
A w takim budynku jest małe kino, w którym można obejrzeć filmy za mniejsze pieniądze niż, w dużym na obrzeżach miasta.
Ja zdecydowanie wolałabym chodzić do takiego kina.
Jest tutaj też kościół, który nazywają polskim kościołem. Jak widzicie na zdjęciu kościół wciśnięty między dwa budynki. Bardzo mnie to zaskoczyło, bo jakoś kościół kojarzy mi się z budowlą wolnostojącą.
Są tu msze w języku polskim, stąd to określenie.
Zresztą jedyny otwarty kościół w tej miejscowości! Do pozostałych nie dało się wejść. Próbowałam kilka razy.
Wnętrze tego kościoła skromne, czyściutkie, takie jak lubię ... bardzo mi się podobało.
Ten kościół był najbliżej nas ... ale zawsze był zamknięty.
A ten budynek, który zobaczyłam w pierwszy dzień ... skojarzył mi się z zamkiem.
Okazał się kościołem metodystów ... też nie udało mi się do niego zajrzeć.
W Bognor, jest też muzeum. Wyobraźcie sobie, że niewiele z mieszkających tam osób było w tym muzeum. Być może dotyczy to tylko tych, których poznałam ... z nich nikt nie był. Powiem szczerze, że nie rozumiem dlaczego. Najpierw myślałam, że może jest nieciekawe, z niewielką ilością eksponatów ... Okazało się jednak, że nie. Eksponaty w ogromnej ilości, fajnie pokazane. Prawdopodobnie wszystkie zgromadzone przez mieszkańców.
Nawet znalazłam serwetki wykonane koronką klockową :)
Domy bardzo różne ... miasteczko nie ma jednolitego klimatu. Pokazuję akurat takie, dlaczego... nie wiem.
Oczywiście, są dzielnice lepsze i gorsze. Może i mieszkańcy są lepsi i gorsi ... na pewno bogatsi i biedniejsi.
Są dzielnice bogatych ... tam oczywiście wypasione chaty i fury ;) Ale na mnie nie robi to większego wrażenia. Byłam, zobaczyłam i tyle. To, że tam byłam też niektórych zaskoczyło... wlazłam też na plaże, które podobno są prywatne. Jedyne co zrobiło na mnie wrażenie w tamtych dzielnicach to czystość, której nie ma w pozostałych. A to przecież wcale nie musi być zależne od kasy. A widać tu jest.
Udało mi się namówić innych na wyjazd do Arundel. Zaplanowałam to sobie, już przed wyjazdem z Polski. Wiedziałam, że ten wyjazd nie będzie związany w dalekimi wycieczkami. Ale Arundel jest blisko, więc ...
Chciałam jechać tam rowerem, z różnych względów się nie udało. Potem planowałam autobusem ... też nie wyszło... nie miejsce na tłumaczenie dlaczego. Udało się dotrzeć i to się liczy. Szkoda, że nie na dłużej ...
no i, że nie byłam tam sama ... bo na pewno zobaczyłabym więcej.
Ale nie narzekam, byłam :)
Przepiękny park, tu pierwszy raz żałowałam, że mamy mało czasu. W samym parku mogłabym spędzić kilka godzin.
Nad miastem góruje zamek. Ogromny... niestety zobaczyłam tylko z zewnątrz. A może nie powinnam żałować ... po prostu muszę tam pojechać jeszcze raz ;)
W Arundel jest ogromna, pięknie zdobiona katedra w stylu neogotyckim.
Wnętrze robi spore wrażenie. Piękne, smukłe sklepienia.. przepiękne witraże ...
Też możnaby tam pobyć dłużej.
Obok katedry, po drugiej stronnie szosy ... stary cmentarz, a w nim kościół ( albo odwrotnie, kościół a wokół cmentarz ) ... w sąsiedztwie katedry wydaje się malutki, skromny ale...
To tylko wrażenie... bo jest przepiękny. Tu również piękne witraże. Tutaj byłam sama, bo pozostałe osoby stwierdziły, że na pewno będzie zamknięty i poszły dalej... miałam ich za chwilę dogonić.
Chwila mi się nieco przedłużyła bo...
Kościół był otwarty!
Do tego okazało się, że jest przepiękny! Powiem Wam, że zrobił na mnie większe wrażenie niż katedra! Może dlatego, że nie spodziewałam się tego co zobaczyłam.
W drzwiach przywitał mnie starszy pan, pokazał księgę, do której miałam się wpisać przy wyjściu. Opowiedział co nieco o kościele, nie wszystko zrozumiałam ... ale jednak zrozumiałam...
Widzicie na zdjęciu, że za ołtarzem pięknie oświetlonym jest oszklone okno. Gdyby nie witający mnie pan, pewnie nie poszłabym za ten ołtarz. Z daleka, wcale nie było widać co jest za tym oknem.
I jeszcze coś ... gdy już pan mi opowiedział, podszedł do organów i zaczął grać. Grał przez cały czas gdy zwiedzałam. To był kolejny raz gdy żałowałam, że mam tak mało czasu...
W tym kościele była niesamowita energia.
A za szklanym oknem ...
Druga część kościoła ... przepiękna, aktualnie remontowana ... która będzie kiedyś dostępna.
A tutaj ciekawostka, w oknie sklepu w antykami obraz Łępickiej ... podobno orginał :) ale czy na pewno tego nie wiem. Akcent fajny :)
No to tyle... co do mojego niebycia tu, a bycia tam ;)