Terminy warsztatów Paverpol

Warsztaty - Niechorz, czyli w Bohaczykowie w każdej znanej mi dziedzinie rękodzieła, a znam ponad 30, liczyłam ostatnio.
Chętnie poprowadzę warsztaty w miejscu Waszego zamieszkania.


sobota, 22 października 2016

Wczoraj przez przypadek ...

( chociaż w przypadki nie wierzę ) natknąłem się na ten blog ... patrzę i oczom nie wierzę. Toć moja Babcia tu na zdjęciu! Szok!
Jak widzę, że Babcia to siadam i czytam. I co czytam? Moja Babcia pisze, że ja latam jak opętany za kasą. No, może to i trochę racji jest ... trochę latam, ale trza rodzinę jakoś zaopatrzyć. To nie jak za czasów młodości Babci ... niewiele było potrzeba. Teraz każdy członek rodziny chce samochód, każdy dzieciak komórkę ... co ja gadam komórkę ... Laptopa, i inne gadżety!
I jak tu nie latać? No jak... Babciu?
Wiem, wiem, prawie nie wpadam tam do Was ... ale kiedy?
Toć urwanie głowy mamy... Nawet Wam nie mówiliśmy ... bo wiemy, że będziecie zaskoczeni, co ja gadam zaskoczeni, będziecie oburzeni. Dopiero będziesz mówić ... jaki ten świat dziwny jest ... i do tego będziesz miała rację.
No bo ... wiesz co, nasza mała ( ciągle jej daleko do pełnoletności ) Gnomeczka, przyniosła nam do domu ... no właśnie.


Może zamiast gadać pokażę Tobie zdjęcie. 


Gnomika nam przyniosła ... czyli jesteś już pra, pra Babcią ... kochana moja.


Oczywiście jak to teraz często bywa ... nie wiadomo, kto ojcem jest! 
I jak to mieliśmy Wam powiedzieć, no jak?
I jak ja mam nie latać jak poparzony, no jak?
Toć wykarmić i zaopatrzyć kolejne dziecię trza.


Oczywiście jak to u mnie bywa, na Pani Gnomkowej się nie skończyło. Jak oglądałam Gnomki u Danusi, to sobie myślałam, że fajnie byłoby wykonać takie cósie na warsztatach. Ale jak wykonałam sama, to już wiem, że nie na każdych mogę wykonać Panią Gnomkową - za trudna i za długo powstaje. Z dorosłymi to i owszem ... z młodzieżą już nie bardzo. Przynajmniej nie z każdą grupą. Dlatego na potrzeby młodzieży wykonamy gnomka u Danusi.
A ja dzisiaj wykonałam Gnomika, na warsztaty w dzieciakami. Nie ma tu prawie szycia - może nie być wcale. To ważne, bo jak robiliśmy piórko, okazało się, że dzieciaki nigdy nie miały w ręku igły! Tego nie przewidziałam! Jak przygotowując piórko, pomyślałam, że takie rposte szycie to będzie raz, dwa, a tu klops.
Dlatego tym razem praca bez szycia. Mamy tylko godzinę! A i tak myśle, że takiego Gnomika będzie trzeba rozłożyć na dwa zajęcia. 

Pozdrówki ślę i komentów oczekuję :)




piątek, 21 października 2016

Pogoda za oknem,

jaka jest każdy widzi...
Tylko rozpalić ogień w kominku i zasiąść do robótki. No, może jeszcze ziółka... smaczne zaparzyć, kawki w tym wieku w popołudniowej porze lepiej nie.
Poprosiłam Pana Gnomka, naniósł drewna, rozpalił w kominku ... cudnie, po prostu cudnie, jak mawia moja przyjaciółka.
Poszłam do kuchni zaparzyłam sobie meliskę ... lubię jej słodki smak. Przysunęłam fotel bliżej ognia, coby ogień ogrzał moje stare nogi i zasiadłam sobie do robótki.


Siedzę sobie i bujam się leciutko ... 
Patrzę sobie w płomienie ... po co komu telewizor...
i robię sweter dla Pana Gnomka, na zimowe chłody.


Siedzę sobie i myślę ... jaki ten świat dzisiaj jest dziwny...
Ludzie ganiają w tę i wewtę ... za czym oni tak pędzą?
Przecież życie jest takie proste...


No tak, myślę o niebieskich migdałach i kompletnie nie patrzę co robię... a tu mi kilka oczek spadło z drutów... 
Muszę spruć i poprawić, bo Pan Gnomek takiego swetra nie będzie chciał ;)
Buju, buju...


Na ten przykład mój wnuk ... ciągle go nie ma ... 
Żeby chociaż na tańce poleciał ... gdzież by...
Do pracy! Na kolejny etat ... podobno chce kupić kolejny samochód!
Toć jednym tyłkiem w dwóch, siedział nie będzie!
Ale ja stara jestem, to i tego świata nie rozumiem.


Napatrzyłam się na gnomki Danusi... więc, dzisiaj postanowiłam wykonać mojego pierwszego. Od razu wiedziałam, że będzie to Pani Gnomkowa. Kiedyś dostałam od Danusi gnomka na fotelu bujanym. Gnomek po latach po prostu odszedł ... ale jak to ja, odkleiłam resztki gnomka od fotela i fotel schowałam. Wczoraj gdy szukałam różnych rzeczy do lampionika, natknęłam się na fotelik. 
Nie miałam już czasu,  ale dziś od rana działam. Powiem Wam, że to fajna zabawa, ale długotrwała. Moja Pani Gnomkowa powstawała dobrych kilka godzin. Sądzę, że Danusia robi je dużo szybciej, wprawa robi swoje. Ja metodą prób i błędów ... np. głowę robiłam dwa razy. Pierwsza, komletnie mi nie wyszła. Ale z tej, jestem bardzo zadowolona. Jest taka jak chciałam, z fajnym wyrazem twarzy. 
Danusia swoje podmolowuje leciutko, moja dostała konkretny makijaż. Nie miałam oczu, wykonałam więc je sama, no i zrobiłam jej powieki. Wykonałam swoją Panią Gnomkową, tak jak Danusia z rajstop, nie mam lekkiego wypychacza, ale mam runo. Trochę ciężko się z niego robiło, jest cięższe i twardsze ... Jeżeli kiedyś popełnię kolejną pracę tego typu to zrobię inne dłonie, dziś gonił mnie czas, koniecznie chciałam zobaczyć efekt końcowy. Nie przyklejałam jej do fotela, bo siedzi bez tego, a mogę ją jakbym chciała posadzić np. na kominku.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za każde komentarzowe słóweczko :)




czwartek, 20 października 2016

Pomysł mi się

przypomniał ...a na warsztatach już padają pytania o prace świąteczne, więc...
Jak to u mnie bywa, jest pomysł to nie można go zmarnować.
Jasne ... łatwiej powiedzieć, niż wykonać. Mieszkając na wsi, to nie takie proste. Najbliższy sklep 7,5 km i wcale nie ma pewności, że w tym maleńkim sklepiku dostanę to, co chcę.
Jasne można zamówić w sieci ... ale trza czekać na realizację zamowienia! A pomysł gniecie ;)
Jak gniecie ... to niewygoda jest, prawda?
To nie ma wyjścia, zagłębiamy się w czeluściach zapasów i zbiorów wszelakich - poupychanych w różnych miejscach i oczywiście nie pamiętam, co i gdzie.
Wiedziałam, gdzie mam różne tektury - leżą pod stołem w dużej pracowni, bo muszą być pod ręką ... w zasadzie pod nogami. Często się przydają. Tym razem też.
Najtrudniej było z ramkami, mam oczywiście jakieś, bo nie wyrzucam żadnych ... ale tym razem potrzebowałam przynajmniej trzech takich samych. A to już nie takie proste. Przeryłam wszystkie miejsca gdzie mogłabym mieć ramki i oczywiście mam nawet sporo ... ale każda inna :)
A potrzebuję 3 równe!
Na szczęście przypomniałam sobie, że kiedyś oprawiałam 3 obrazki ... jako przykłady na jakieś zajęcia. Poszukałam i owszem są, ale maleńkie. No cóż, jak się nie ma, co się lubi ... to się lubi, co się ma. Obrazki wyjęłam, ramki wyszorowałam, szybki umyłam i do dzieła.
Oczywiście ramki stare, poleżały sobie sporo, absolutnie nie nadawały się takie, jakie są. W ruch poszły pędzle. Najpierw na ciemny granat, potem na biało, potem przetarłam, nawoskowałam i uznałam, że jest ok. Oczywiście, poza wielkością ... ale z tym, jak wyżej.
Rameczki skleiłam klejem na gorąco, oczywiście klej było widać. Czyli znów na poszukiwania ruszyłam. Znalazłam biały sznurek i szklane koraliki. Zakryły co trzeba. Z tektury - wspominałam o niej na początku, że się przyda - wycięłam odpowiedni kształt, pomalowałam na biało i została dnem.
No i ... niby ok, ale coś mi nie pasowało. Poszukałam pastę metaliczną w kolorze grafitu, dodałam tu i tam i teraz naprawdę jest ok ... poza wielkością oczywiście ;) ale z tym j.w.

Tak oto powstał pojemnik, który gdyby był większy mógłby być stroikiem... wystarczyłoby do niego wrzucić w zasadzie cokolwiek i byłoby super. Taki pojemnik to rewelacyjna dekoracja całoroczna, jesienią jakieś kasztany, orzechy, jabłka i świeca oczywiście. Zimą, coś białego i świeca... Wiosną fajny bukiet, coś kolorowego i świeca ... latem muszelki np... 
Ponieważ wielkość, jak wyżej ... to zostanie świecznikiem. I tu też całoroczna dekoracja. Odpowiednia świeca i dodatek maleńki odpowiedni do pory roku.
Większy na stroik myślę, że powstanie u mnie również, bo efekt zaskoczył mnie samą.


Oczywiście odpowiedniej świeczki, też na stanie nie posiadam.
Wsypałam orzechy i umieściłam w nich świeczkę choinkową ... Dziwnym trafem, taką mam :) i to bez szukania.
Nawet w takiej, tymczasowej wersji jest fajnie.



Pozdrawiam w takim to nasrojowym klimacie.
Myślę, że spodoba się kursantom :)

Pozdrówki ślę wszystkim zaglądaczkom i zaglądaczom :)








środa, 19 października 2016

Pracuję nie tylko z dziećmi.

Pracuję też z dorosłymi.
Aktualnie realizuję między innymi projekt dotyczący transferu na tkaninie. Mam już kilka prac przykładowych ... ale wczoraj wpadły mi w ręce rolki po taśmach klejących.
Zbieram oczywiście ;)
Od jakiegoś czasu planowałam wykonać pudełko z takich taśm ... bo chcę takie zrobić z młodzieżą. W tym przypadku niekoniecznie z transferem ...
Ale ponieważ realizuję projekt, o którym powyżej ... więc...
Poszukałam materiał, poszukałam wydruk i ... okazało się, że nie mam nitro. Do sklepu mam 7,5 km ... specjalnie jechać, bez sensu.
Ale mam ... aceton! Po co ja go kupiłam, nie mam pojęcia.
Nigdy nie robiłam transferu acetonem. Ale, jak się nie ma co się lubi...
Okazało się, że transfer acetonem wychodzi super.
No to mam ... dwie rolki ( jedną węższą, jedną szerszą ) papier pakowy, tkaninę z transferem, klej, sznurek, tektury i do dzieła. Poskładałam, posklejałam, obkleiłam, owinęłam i mam pudełko, małe okrągłe - takie jak chciałam.



No to czas na środek. Jak widzicie wierzch jest w kolorach naturalnych. Płótno, szary transfer, sznurek ...
Pierwsza myśl, czarny środek ... ale nie, za ponury.
Druga, biały ... też nie, za jasny.
Trzecia, czerwony ... i bingo. 
Rozweselił całość ... przy jednoczesnym pozostaniu w kolorach naturalnych jak chodzi o pudełko jako takie. No i ten efekt zaskoczenia przy otwieraniu ;)
Jeszcze maleńki aniołek w kolorze zewnętrznym i mam.


Do czego zostanie wykorzystane? Na pewno jako przykładowe na zajęciach.
Poza tym jeszcze nie wiem, może zostanie igielnikiem - poduszeczka i kilka szpilek do środka. 
A może opakowaniem jakiegoś światecznego drobiazgu?
A może kompletnie inaczej je wykorzystam - zobaczę.
Pozdrówki dla Was, dziekuję za komentarze i zapraszam zawsze :)


niedziela, 16 października 2016

Rozpoczął się kolejny

rok szkolny.
W związku z tym, rozpoczęłam też zajęcia z dziećmi i młodzieżą w GDK. Wiąże się to z tym, że muszę mieć nowe pomysły, szukam inspiracji, niekiedy korzystam z pomysłów z sieci.
Prowadzę te zajęcia już trzeci rok, jak na razie nigdy nie robiliśmy tego samego. Wykonywaliśmy prace z tych samych technik, ale zawsze inne. Chociaż przepraszam, na ostatnich zajęciach była masa solna i dzieciaki uparły się na jeżyki, a takie robiliśmy trzy lata temu. Temat był dowolny, każde dziecko mogło zrobić co chciało. Były prawie same jeżyki ;)
Dzisiaj zastanawiałam się nad tematem kolejnych zajęć, zajrzałam do pinterestu i... urzekło mnie piórko. Wykonałam i myślę, że dzieciaki dadzą sobie radę. Może być kłopot z szyciem - ale jakby co, to od czego jest klej na gorąco ;)

Zobaczcie jakie fajne piórko i jaki świetny pomysł :)
Oczywiście piórko na pintereście było kompletnie inne, ale pomysł mam z tamtąd.
Kawałek płótna, drucik, nici lniane, farby i lakier do włosów :)
Gdyby je wykonać mniejsze i usztywnić, to możnaby z niego zrobić broszkę albo wisior.



Coby nie było dzisiaj tylko małe piórko, to pokażę jeszcze kilka starych prac. Wczoraj musiałam przejrzeć zdjęcia swoich prac. Poproszono mnie o to... ale na razie nie powiem dlaczego.
Przeglądając te fotki, przypomniałam sobie o technikach, których nie wykonywałam dawno. A lubiłam to bardzo. Może powinnam do nich wrócić? 

Haft na jedwabiu



Ołówek



Buziaki ślę :)




poniedziałek, 10 października 2016

Gdzie byłam,

jak mnie nie było :)
Ano, byłam w Bognor w Anglii.
Bognor, mała wypoczynkowa miejscowość nad kanałem La Manche. Podobno w sezonie są tłumy wczasowiczów ... a teraz, spokojne miasteczko z mnóstwem mieszkańców, którzy mówią po polsku. Nawet nazywają między sobą to miasteczko małą Polską :)
Faktycznie mieszka się tu niejako jak u siebie ... bo jest kilka sklepów polskich, w których można kupić polskie produkty. Jest polska piekarnia z naszym chlebem. Na targu Polak sprzedaje warzywa, które sam uprawia ... itd itp.
Ale samo miasteczko, jak miasteczko. U nas można znaleźć piękniejsze, a przede wszystkim czyściejsze, bardziej zadbane.
Zaskoczyło mnie bardzo to, że wszystko pokryte jest asfaltem - jezdnie, chodniki, alejki w parkach. No i te "okrągłe" jezdnie ;)
Parkują samochodami wszędzie, po prostu wszędzie! Ulice wąskie, na których z obu stron zaparkowane samochody. Ludzie przez jezdnie przechodzą, gdzie chcą ... niekiedy miałam wrażenie, że tylko ja czekam na czerwonym ;)
Pogodę miałyśmy przepiękną, ciepło, słonecznie ... rewelacja!

Zdjęcie miasteczka od strony kanału.
Wykonane z pomostu ... który pokryty był rdzą ;)


Mają dworzec kolejowy w pięknym budynku.
Wnętrze nie robi już takiego wrażenia.


A w takim budynku jest małe kino, w którym można obejrzeć filmy za mniejsze pieniądze niż, w dużym na obrzeżach miasta.
Ja zdecydowanie wolałabym chodzić do takiego kina.


Jest tutaj też kościół, który nazywają polskim kościołem. Jak widzicie na zdjęciu kościół wciśnięty między dwa budynki. Bardzo mnie to zaskoczyło, bo jakoś kościół kojarzy mi się z budowlą wolnostojącą.
Są tu msze w języku polskim, stąd to określenie.
Zresztą jedyny otwarty kościół w tej miejscowości! Do pozostałych nie dało się wejść. Próbowałam kilka razy.


Wnętrze tego kościoła skromne, czyściutkie, takie jak lubię ... bardzo mi się podobało.


Ten kościół był najbliżej nas ... ale zawsze był zamknięty.


A ten budynek, który zobaczyłam w pierwszy dzień ... skojarzył mi się z zamkiem.
Okazał się kościołem metodystów ... też nie udało mi się do niego zajrzeć.


W Bognor, jest też muzeum. Wyobraźcie sobie, że niewiele z mieszkających tam osób było w tym muzeum. Być może dotyczy to tylko tych, których poznałam ... z nich nikt nie był. Powiem szczerze, że nie rozumiem dlaczego. Najpierw myślałam, że może jest nieciekawe, z niewielką ilością eksponatów ... Okazało się jednak, że nie. Eksponaty w ogromnej ilości, fajnie pokazane. Prawdopodobnie wszystkie zgromadzone przez mieszkańców. 
Nawet znalazłam serwetki wykonane koronką klockową :)



Domy bardzo różne ... miasteczko nie ma jednolitego klimatu. Pokazuję akurat takie, dlaczego... nie wiem.
Oczywiście, są dzielnice lepsze i gorsze. Może i mieszkańcy są lepsi i gorsi ... na pewno bogatsi i biedniejsi.
Są dzielnice bogatych ... tam oczywiście wypasione chaty i fury ;) Ale na mnie nie robi to większego wrażenia. Byłam, zobaczyłam i tyle. To, że tam byłam też niektórych zaskoczyło... wlazłam też na plaże, które podobno są prywatne. Jedyne co zrobiło na mnie wrażenie w tamtych dzielnicach to czystość, której nie ma w pozostałych. A to przecież wcale nie musi być zależne od kasy. A widać tu jest.


Udało mi się namówić innych na wyjazd do Arundel. Zaplanowałam to sobie, już przed wyjazdem z Polski. Wiedziałam, że ten wyjazd nie będzie związany w dalekimi wycieczkami. Ale Arundel jest blisko, więc ... 
Chciałam jechać tam rowerem, z różnych względów się nie udało. Potem planowałam autobusem ... też nie wyszło... nie miejsce na tłumaczenie dlaczego. Udało się dotrzeć i to się liczy. Szkoda, że nie na dłużej ... 
no i, że nie byłam tam sama ... bo na pewno zobaczyłabym więcej. 
Ale nie narzekam, byłam :)
Przepiękny park, tu pierwszy raz żałowałam, że mamy mało czasu. W samym parku mogłabym spędzić kilka godzin.


Nad miastem góruje zamek. Ogromny... niestety zobaczyłam tylko z zewnątrz. A może nie powinnam żałować ... po prostu muszę tam pojechać jeszcze raz ;)


W Arundel jest ogromna, pięknie zdobiona katedra w stylu neogotyckim. 


Wnętrze robi spore wrażenie. Piękne, smukłe sklepienia.. przepiękne witraże ...
Też możnaby tam pobyć dłużej.


Obok katedry, po drugiej stronnie szosy ... stary cmentarz, a w nim kościół ( albo odwrotnie, kościół a wokół cmentarz ) ... w sąsiedztwie katedry wydaje się malutki, skromny ale...
To tylko wrażenie... bo jest przepiękny. Tu również piękne witraże. Tutaj byłam sama, bo pozostałe osoby stwierdziły, że na pewno będzie zamknięty i poszły dalej... miałam ich za chwilę dogonić.


Chwila mi się nieco przedłużyła bo...
Kościół był otwarty! 
Do tego okazało się, że jest przepiękny! Powiem Wam, że zrobił na mnie większe wrażenie niż katedra! Może dlatego, że  nie spodziewałam się tego co zobaczyłam.
 W drzwiach przywitał mnie starszy pan, pokazał księgę, do której miałam się wpisać przy wyjściu. Opowiedział co nieco o kościele, nie wszystko zrozumiałam ... ale jednak zrozumiałam... 
Widzicie na zdjęciu, że za ołtarzem pięknie oświetlonym jest oszklone okno. Gdyby nie witający mnie pan, pewnie nie poszłabym za ten ołtarz. Z daleka, wcale nie było widać co jest za tym oknem.
I jeszcze coś ... gdy już pan mi opowiedział, podszedł do organów i zaczął grać. Grał przez cały czas gdy zwiedzałam. To był kolejny raz gdy żałowałam, że mam tak mało czasu...


W tym kościele była niesamowita energia.


A za szklanym oknem ...


Druga część kościoła ... przepiękna, aktualnie remontowana ... która będzie kiedyś dostępna.


A tutaj ciekawostka, w oknie sklepu w antykami obraz Łępickiej ... podobno orginał :) ale czy na pewno tego nie wiem. Akcent fajny :) 


No to tyle... co do mojego niebycia tu, a bycia tam ;)



niedziela, 9 października 2016

Witam serdecznie

wróciłam na łono świata blogowego :)
Niestety przez ten krótki czas nieobecności, zniknęła mi lista ulubionych blogów. Nie mam pojęcia dlaczego i jak to sie stało, ale się stało :)
\Powoli będę ją odtwarzać ... pewnie będzie inna ... bo niektórych już nie ma, inne są zawieszone, autorzy kolejnych nie zaglądają już do mnie ... albo nie ujawniają swojej obercności.
W miarę czasu i moich umiejętności stworzę nową listę. Część blogów już znalazłam, inne znajdę sama lub ich autorzy zapukają do mnie i w ten sposób pojawią się na niej...
Zobaczymy :)
Jeżeli ktoś z was był na poprzedniej i chciałby być na tworzonej teraz, to proszę o komentarz pod tym postem ... ułatwi mi to odnalezienie Was :)
Z góry dziękuję :)