W końcu nie można być upartym i nieprzejednanym ;)
Tak - Ania poprosiła mnie w poprzednim poście, o pokazanie pieca w mojej kuchni. Piec został postawiony jakieś 15 lat temu ( chyba ) przez miejscowego zduna, który poszukał dla nas stare 100 letnie kafle. Kafle białe, proste nic szczególnego - ale chciałam koniecznie, aby były stare.
W niektórych miejscach trzeba było sztukować, bo już całych nie było... ale mi to kompletnie nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie.
Sam pomysł postawienia pieca narożnego, należy do mojego M. Ja z kolei koniecznie chciałam, aby pociągnąć kafle jeszcze w górę i zrobić półkę. Tak to zostało zaplanowane i wykonane. Miał jeszcze być tzw. bratnik ... ale tak mnie urzekły koronkowe drzwiczki, że powstało coś, co pozwalało jedynie na suszenie owoców ;)
Kiedyś ten piec ogrzewał cały nasz dom, więc w każdy dzień jesieni i zimy trzaskał w nim ogień... powiem Wam, że niekiedy tęsknię do tego trzaskającego ognia w kuchni. Do tamtej kuchni ... bo i kuchnia wtedy była inna ... był w niej stół, którego teraz nie ma - jest obok w jadalni. Niby niedaleko...
No i ten garnek zupy, który stał sobie z boku ( oczywiście nie każdego dnia ) i w każdym momencie ... obojętnie o której wracało się zmarzniętym, można było od razu zjeść talerz gorącej zupy! A wtedy jeszcze były mroźne zimy.
Miało to jeden minus ... kuchnia nadawała się do malowania po każdej zimie!
No to się rozpisałam, powspominałam to kolej na obiecaną fotkę :)
Oczywiście jak się pewnie domyślacie mieszkam na wsi ...
Nie urodziłam się tutaj ... prawie 30 lat mieszkałam w okolicy Poznania,
w Poznaniu się urodziłam ja, mój M i moje córki,
synowie to już Krajanie, a nie poznańskie pyry...
Sporo czasu zajęło mi zaakceptowanie tego miejsca...
Do dziś chyba nie do końca tutaj pasuję... ale jest to moje miejsce...
Pozdrawiam serdecznie!
Piec cudny i moje niespełnione marzenie. A ja się cieszę, ze nie mieszkasz w Poznaniu, wiem @ jestem.
OdpowiedzUsuńNie jesteś ... ja też już się cieszę :)
UsuńPiękny piec, szczególnie urocze są te koronkowe drzwiczki. Na wsi gdzie ostatnio często przebywam, też mamy kaflowy piec, używany obok kuchni gazowej. Uważam, że jedzenie na nim przygotowane jest o wiele smaczniejsze, lubię ciepło które od niego bije gdy się napali ( szczególnie zimą) wprowadza ono do domu jakąś niezwykłą atmosferę.
OdpowiedzUsuńOoooo tak o tym myślę, mówiąc ze tęsknię. Ale w tym roku chociaż kilka razy napalimy :)
UsuńJak opisywałaś momenty, w których w Waszym piecu płonie, to przez chwilę, usłyszałam trzask spalanych bierwion... też kiedyś mieliśmy taki piec w kuchni, mama często piekła podpłomyki, na płycie, grzyby były suszone, jabłka, też ten garnek stał, pogrzebacz najważniejsza rzecz prawie ... :)
OdpowiedzUsuńWspaniałą Masz kuchnię, pozdrawiam! :)
Pogrzebacz do dziś leży na placie ... i myślę, że od czasu do czasu się przyda :)
UsuńTak zapach suszonych na takim piecu owoców i grzybów niepowtarzalny.
Dziś przeczytałam Twój post i ... najpierw zaczęłam ryczeć, musiałam dojrzeć do komentarza, spokojnie, nic nie przeskrobałaś, to jest we mnie, bo ja też, jak sama mawiam " ni pies, ni wydra ", mieszkam gdzie mieszkam, ale czy to moje miejsce jest wymarzone ? Dom jest moim domem, rzadko go opuszczam, a jeszcze przyjemniej mi się wraca, ale ... zbyt często jeździłam w Twoje ( obecne Twoje ) strony, żeby tutaj, w 100 % czuć się u siebie i być szczęśliwą ...
OdpowiedzUsuńPiec jest cudny i ja bym szybciutko wróciła do używania go, nie musi stać na nim zupa, zapach palonego drewna i trzask wydobywający się ze środka, że o ciepełku nie wspomnę są cenniejsze, niż konieczność malowania :)
Buziaki :)
Niekiedy też tak myślę ... zobaczymy moze w tym roku chociaż kilka razy napalimy :)
Usuńpiękny piec.pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńCzarowny ten piec... I ja od lat posiadam takie marzenie, ale po rozmowie ze zdunem, przez trzy dni nie mogłam ochłonąć z wrażenia ;)
OdpowiedzUsuńCo, aż tyle chciał ;)
UsuńWtedy to były niewielkie pieniądze, jeszcze nie było to modne ... tylko potrzebne na wsi ;)
Wspaniały!!! Pamiętam taki u dziadków - u jednych biały, a u drugich zielony... pieczone jabłka, suszone grzyby...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No widzisz, a ja nie mam takich wspomnień ... bo ja z dziada pradziada miastowa ... przed przyjazdem tutaj była na wsi ze trzy razy i to tylko na kawie ;)
UsuńWszystko dopracowane. Super!
OdpowiedzUsuńLubię ten kąt mojej kuchni :)
UsuńAle klimatyczne miejsce! I malowniczo je opisałaś:)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńWow! Beatko, masz cudo w domu! I dzięki serdeczne, że jednak uległaś mojej prośbie. :)))
OdpowiedzUsuńI Ty twierdzisz, że nie masz czego pokazywać? Piec i całe jego otoczenie urządziłaś po prostu pięknie!
Co do wrastania w środowisko, to jak się akurat wychowałam w niedalekiej okolicy od Twojego obecnego miejsca zamieszkania. I choć już kilkadziesiąt lat mieszkam, gdzie mieszkam, to ciągle nie umiem tak do końca wrosnąć w to środowisko. To chyba już tak jest. :)
W końcu jedyne pewne to zmiana ... więc siezmieniam ;)
UsuńMoże faktycznie masz rację ... że człek jakos do miejsca urodzenia się przywiązuje :)
No patrz, my z Ustki na Podlasie się przenieslismy. Mija dwa lata dopiero (a może już ) od tego momentu,a ja nie żałuje. Może lepiej jednak tu pasuję? Jeszcze nie wiem, okaże się...
OdpowiedzUsuńPiec masz przepiękny! Jakby w tym domu, który kupilismy niedawno, było takie cudeńko, to bym nie pozwoliła rozebrać, a niestety ten, co był, to sama kazałam rozebrac :) No, ale za to mamy babo-jagowy kominek, w którym można powiesić na specjalnym haku gar zuy lub na "wilkach" postawić patelnię :) Więc oprócz płyty indukcyjnej, która planujemy, będzie też gotwanie na żywym ogniu :D
Pozdrawiam!
Taki kominek to moje marzenie. Chciałabym taki na dworze.
UsuńNa to moje trudne przystosowanie miało wpływ wiele czynników ... po pierwsze nie chciałam mieszkać na wsi ( wtedy ), po drugie po roku urodził się mój niepełnosprawny syn i potem przez wiele lat ćwiczyłam z nim wiele godzin dziennie... po trzecie w zasadzie nie wychodziłam do ludzi wtedy... więc to miejsce kojarzyło mi się nie najlepiej ;)
No i mieszkam na uboczu ... wtedy najbliższy sąsiad był w odległości 1 km ... teraz trochę bliżej :) Ale teraz też cenię sobie taki rodzaj mieszkania.
Teraz nie chciałabym mieszkać w mieście ... No i czasy kompletnie teraz inne ... każdy ma samochód, który powoduje, że świat stał sie mniejszy i nie ma problemu gdy sie chce być z ludźmi :)
A jednocześnie mieszkając jak mieszkam nie muszę z nimi być jak nie mam ochoty ;)
Czytam tan wpis i wszystkie komentarze i wspominam czas, który mogłam spędzić w Twoim przytulnym i ciepłym domu. Twój dom i otoczenie mnie zauroczyły i za każdym razem cudownie się u Ciebie czułam!!
OdpowiedzUsuńAniu może jeszcze kiedyś uda się powtórzyć :)
Usuńoprócz swoich zalet cieplnych i wizualnych taka kuchnia to samo zdrowie, bo gotowanie na "żywym" ogniu, to po prostu niepowtarzalny smak :-)
OdpowiedzUsuńWiem co mówię, bo mam porównanie. Nasza Babcia dysponuje takową kaflową kuchnią... i irytuje się, że wszyscy chcą siedzieć w kuchni a nie w "stołowym" ! ;-)
Wiem o tym .... i tęsknię za tym jak palił sie w nim ogień ... może wrócimy do tego :)
Usuń