W miniony piątek, odbyło się spotkanie na szczycie u naszej koleżanki blogowej Sylwii w jej gościnnym domu, spotkanie pod nazwą " I ty możesz zostać artystą rzeźbiarką" nawet jak wiesz, że jest to niemożliwe!!!!
Widzę, że dziewczyny, napisały, już o naszym spotkaniu i mi biednej już nic dodać nic ująć nie sposób, tym bardziej, że zdjątek nie posiadywuję żadnych z tegoż wydarzenia... więc jak ktoś chce popodziwiać efekty to zapraszam do Sylwii ( można tu zobaczyć, że naprawdę KAŻDY może zostać artystą, chociaż wcześniej zapierałby się nogami i ręcami, że to nie dlań, prawda ?) oraz do Aty , która co prawda nie została jeszcze rzeźbiarką paverpolową figuralną, ale to już tylko kwestia czasu... prawda Moniko?
Muszę Wam powiedzieć, że wszystkie 3 adeptki, poradziły sobie znakomicie.
Ania ma niesamowite pomysły, i tu radzę rodzonej matce uważać... i nie dawać dostępu do szafy, może być różnie czasami z ubraniem się do pracy, ostrzegam coby na mnie potem nie było!!!!
Ata, najbardziej może na nie, zaparta nogami, dzielnie jednak topiła paluszki ( co prawda w rękawiczkach) w paverpolu, efekty można podziwiać na jej blogu i myślę, że bakcyla załapała.
Sylwia, pełna entuzjazmu, pomimo płaczu dzięcięcia, bo wyrodna mama zamiast dzieckiem ośmieliła zająć się paverpolem, z sercem rozdartym wyciągając ręce (w rękawiczkach) raz do paverpolu, a zaraz potem do dziecka ( zdejmowała rękawiczki, więc dziecię nie ucierpiało, i sztywne nie jest, bez obaw), z zapałem i zacięciem artystycznym podjęła rękawicę i ma na koncie pierwszą figurę. Jestem pewna, że nie ostatnią.
Dziewczyny mam nadzieję, że kolejne spotkanie nie będzie za 4 lata...
A ja... no cóż dopiero dzisiaj w nocy, wróciłam do domu. Miałam wcześniej, ale... dostałam propozycję nie do odrzucenia - jeden facet zaproponował mi, że ( teraz niech dzieci nie czytają) mnie "przeleci".
No i co z taką propozycją zrobić? No co?
Bez zbytniego zastanawiania się skorzystałam!!!
I tym sposobem poleciałam sobie małym samolotem, na Mazury!!!! Wiecie co, kolejny raz w życiu zdałam sobie sprawę, jakim pyłem jestem w stosunku do otaczającego nas świata!!! Jak niewiele miejsca zajmuje człowiek, i zdałam sobie sprawę, że pomimo tegofaktu, jak dużo niszczy, dewastuje... Wylądowaliśmy na jeziorze Sniadrwy, zamieć była niesamowita, tumany śniegu wiatr gnał po jeziorze, widok bajeczny.
Dzisiaj, żadnych zdjęć, bo nic nowego nie powstało, ze spotkania mają dziewczyny a ja nie, a z lotu ma Tomek ... i jeżeli je dostanę to pokażę... ale nie mam pojęcia kiedy to będzie.
Och zazdroszczę dziewczynom!! Jak nowa technika to ja od razu chętna jestem. Gdybyś kiedyś przypadkiem w okoliczch Gdańska, Kaszub wylądowała to zapraszam do siebie. Podziwiam Twoje cuda i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPotwierdzam - zarażona jestem i mam w głowie kilka pomysłów - na figury też ;-D
OdpowiedzUsuńAnia kombinuje coś po cichu tajemniczo się uśmiechając :-))
Jeszcze raz dziękuję Ci Betako za naukę i spotkanie.
I czekam na zdjecia z "przelatywania" ;-D
No i Beatka sie rozkręciła :D Ale żeby się dać "przelecieć"...? Tego bym się nie spodziewała. To było a propos stwierdzenia, żeby mieć czego żałować w życiu, bądź nie? :D
OdpowiedzUsuńJaneczkowo,dziękuję za słowa uznania i będę pamiętała, jak pojawię się w okolicy, to dam znać!
OdpowiedzUsuńAto, cała przyjemnośc po mojej stronie... z pewnością pokażę zdjęcia z "przelatywania'
Asiu, jak najbardziej, rozmawiałyśmy o tym, i wiesz lepiej późno niż wcale...
Oj tak -było miło, super, rewelacyjnie. Ja już dziś mam zamiar usiąść do czegoś nowego - zaraziłaś mnie Beatko straszliwie :-) i za to jestem Ci bardzo wdzięczna. A przelatywanie - wow, zdjęcia szybko poproszę ;-)
OdpowiedzUsuńno Beatko, ja nie komentuje "przelecenia" ale masz racje, zeby potem nie zalowac czegos....
OdpowiedzUsuńSylwko,miałam taką nadzieję, że chwycisz bakcyla... i udało się... a zdjątka z przelatywania jak będe to pokaże te oczywiście, które sie nadają do publikacji
OdpowiedzUsuńJolu, no jak nie skorzystać z takiej okazji... no jak... a końcu już nie jestem najmłodsza i drugiej takiej może już nie być, no nie...